Główna atrakcja dzisiejszego dnia – Wave Rock - znajduje się jakieś 2 minuty jazdy samochodem od naszego hotelu, dlatego nie musimy zrywać się o świcie (chociaż raz!). Tuż przed godz. 9 dojeżdżamy na miejsce i jesteśmy jednymi z pierwszych turystów tego dnia. Dzięki temu możemy w spokoju porobić zdjęcia samej skały, a nie tłumom turystów na jej tle. Wave Rock robi spore wrażenie, jest wysoka na kilka metrów i wygląda dokładnie tak samo jak ogromna fala nad morzem czy oceanem. Nie mogę więc powstrzymać się, żeby pozować do zdjęć, udając, że surfuję ;)
Po przejściu pod skałą wdrapujemy się na jej grzbiet, skąd mamy widok na całą okolicę. Trzeba jednak przyznać, że większe wrażenie Wave Rock robi z dołu niż z góry, choć warto zobaczyć krajobraz, który rozpościera się po wdrapaniu się na jej grzbiet. A przy okazji można też natrafić na australijską jaszczurkę ;)
Nieopodal znajduje się skała w kształcie szczęk hipopotama, Hippo’s Yawn, do której można albo przejść pieszo od Wave Rock, albo podjechać samochodem. My wybieramy tę drugą opcję, bo nie zdajemy sobie sprawy jak krótki to jest odcinek. Początkowo sceptycznie podchodziłam do tego, co piszą w przewodniku i zadawałam sobie pytanie, czy w ogóle zorientujemy się która to skała. Na szczęście wszystko jest dobrze oznakowane, a sama skała rzeczywiście przypomina szczęki hipopotama, więc o pomyłce nie może być mowy.
Drugą część dnia spędzamy niestety w samochodzie, ponieważ do przejechania mamy blisko 350km. Tego dnia kończymy naszą pętlę po Australii Zachodniej i po południu docieramy z powrotem do Perth. Mamy jeszcze trochę czasu przed zachodem słońca, dlatego postanawiamy zobaczyć tutejszy ogród botaniczny, który jest uważany za jeden z piękniejszych w Australii. Mamy stąd wspaniały widok na panoramę miasta i zatokę. Przechadzając się Lottery West Federation Walkway – trasą biegnącą na wysokości, wśród koron drzew – podziwiamy przelatujące nad naszymi głowami kolorowe papugi. Wciąż nie mogę się do nich przyzwyczaić – to takie nierealne, że możemy spotkać je tutaj na wolności :)
Wracamy do tego samego hotelu, w którym spaliśmy 5 dni temu, mamy nawet pokój na tym samym piętrze co ostatnio. Jako że jesteśmy już na półmetku naszej podróży po Australii, postanawiamy uczcić ten fakt prawdziwymi australijskimi stekami. Idziemy do wskazanej przez recepcjonistkę hotelu pobliskiej restauracji i podsumowując dotychczasowe etapy podróży, jemy jedne z lepszych steków w naszym życiu ;)