Z Christchurch lecimy przez Sydney, Bangkok i Dubaj i w każdym z tych miejsc musimy przejść osobną kontrolę. Lot ogólnie przebiega bez większych problemów – może z wyjątkiem biegu na samolot w Dubaju, gdzie udało nam się dotrzeć do gate'u chwilę przed jego zamknięciem, oraz zaginionej walizki, która ze względu na opóźnienie samolotu nie została załadowana do naszego samolotu.
Lądując w Warszawie, nie możemy uwierzyć, że to już koniec naszej podróży. W 3 tygodnie przejechaliśmy łącznie ponad 5 tys. km, byliśmy zarówno na północnym, jak i południowym krańcu Nowej Zelandii, mieliśmy okazję obejrzeć nowozelandzkie miasta, ale też zupełne pustkowia, gdzie łatwiej było spotkać na drodze owcę niż drugi samochód. Widoki z różnych części Nowej Zelandii na długo pozostaną w naszej pamięci, również dzięki temu, że zostały uwiecznione na ponad 4 tysiącach zdjęć. Nowa Zelandia urzekła nas swoją przyrodą i pejzażami, które widzieliśmy w różnych częściach Europy i Azji, a tam są skondensowane w jednym kraju. Już chcemy z powrotem!
PS Jet lag leczyliśmy przez 5 dni po powrocie.
***
Wszelkie informacje na temat Nowej Zelandii znajdziecie na tej stronie: naszanowazelandia.pl
Osoby zainteresowane wyjazdem do Nowej Zelandii odsyłam do strony jedynego właściwego biura turystycznego organizującego wyjazdy na Antypodach: www.greenlite.travel
:)