Geoblog.pl    wallflower    Podróże    Zielona Nowa Zelandia    Wellington - zimno, szaro, deszczowo
Zwiń mapę
2014
04
mar

Wellington - zimno, szaro, deszczowo

 
Nowa Zelandia
Nowa Zelandia, Wellington
POPRZEDNIPOWRÓT DO LISTYNASTĘPNY
Przejechano 18603 km
 
Kolejny dzień jest głównie dniem przejazdowym. W porównaniu z wczorajszym dniem mamy wspaniałą pogodę, więc chociaż z daleka możemy podziwiać Mt Tongariro i inne wulkany. Pejzaże za oknem zapierają nam dech w piersiach, dlatego co chwilę zatrzymujemy się na poboczu, żeby zrobić zdjęcia i poczuć atmosferę tego miejsca. Przejeżdżając przez pasmo górskie, spotykamy przy drodze znak ostrzegający przed przechodzącymi przez drogę ptakami kiwi. Oczywiście i tu robimy przystanek na zdjęcia ;) Trzeba w tym miejscu powiedzieć, że drogi Nowej Zelandii są praktycznie puste, a ruch koncentruje się tylko wokół większych miast. Jeżeli już spotykamy jakiś samochód na swojej drodze, to raczej są to turyści niż rodowici Nowozelandczycy.
Podziwiając widoki za oknem, które przypominają nam toskańskie pejzaże, dojeżdżamy do stolicy Nowej Zelandii – Wellington. Jak nam wcześniej powiedziano, miasto w dużym stopniu przypomina San Francisco ze względu na niską zabudowę, kapryśną pogodę, a także linię cable car’ów (cable car to rodzaj tramwaju). Już po dotarciu do centrum stwierdzamy, że to prawda, szczególnie jeśli chodzi o pogodę – Wellington przyjmuje nas silnym wiatrem, deszczem i sporym zachmurzeniem. Specjalnie się tym nie przejmujemy, ponieważ i tak mamy w planie zwiedzanie największego muzeum w stolicy – Muzeum Te Papa. Jest to ogromne muzeum, które mieści się aż na 6 kondygnacjach i obejmuje wystawy o szerokim zakresie tematycznym – od trzęsień ziemi (z instalacją, która imituje prawdziwe trzęsienie ziemi) przez wystawę najdziwniejszych strojów, jakie kiedykolwiek widzieliśmy, do wystawy stworzeń morskich (z wielką 10-metrową kałamarnicą). Szczerze mówiąc, muzeum nie robi na nas dużego wrażenia, być może wynika to ze zmęczenia lub braku czasu na spokojne przejście każdej kondygnacji. Warto dodać, że wstęp do muzeum jest bezpłatny oraz, co ważne, dostępne jest darmowe wifi, a trzeba przyznać, że w Nowej Zelandii jest z tym duży problem (w hotelach co prawda można wykupić dostęp do Internetu, ale jest to drogie - zazwyczaj ok. 5-7$/dobę, a w Auckland dochodziło nawet do 20$/1h!).
Wychodząc z Muzeum Te Papa, kierujemy się w stronę Union Square, które jest dość dziwnym miejscem. Oprócz wykonanego przez artystów drewnianego mostu znajdziemy tu również metalową palmę, przedzieloną na pół piramidę oraz metalową kulę z liści paproci, która jest zawieszona pomiędzy budynkami. Nie do końca rozumiejąc, co to wszystko oznacza, wybieramy się do wellingtońskiego ogrodu botanicznego. Niestety pogoda staje się coraz gorsza, dlatego szybko skracamy nasz spacer i docieramy do hotelu. Na miejscu dowiadujemy się, że ze względu na pogodę (czyli m. in. wiatr powodujący powstanie 7-metrowych fal) jutrzejszy prom zostaje odwołany i nie wiadomo, kiedy wypłynie następny. Jesteśmy zatem uziemieni w Wellington i mamy do zagospodarowania tutaj dodatkowy jeden dzień. W związku z tym przesunięciem musimy podjąć decyzję, z którego punktu programu rezygnujemy na wyspie południowej – pada na Abel Tasman National Park…
Kolejnego dnia próbujemy robić dobrą minę do złej gry, jednak wszyscy jesteśmy w nie najlepszych humorach. Wciąż nie mamy pewności, że jutro na pewno wypłyniemy, a do tego w Wellington drugi dzień z rzędu pada. Próbujemy jakoś zająć sobie czas i wybieramy się do nowozelandzkiego parlamentu. Chcąc obejrzeć, jak parlament wygląda wewnątrz, musimy najpierw oddać wszystkie torby i plecaki w depozyt. Potem zostajemy przywitani przez przewodnika, który na wstępie pyta, skąd jesteśmy. Gdy odpowiadamy, że z Polski, mówi, że wczoraj oprowadzał kilku Polaków, ale ogólnie jest tu nas bardzo mało. Następnie pyta grupę, ile osób jest uziemionych ze względu na odwołany prom i parę osób podnosi ręce – nie jesteśmy sami! :)
Wycieczka jest bardzo ciekawa, chociaż nie mamy porównania, bo nie byliśmy wcześniej w żadnym innym parlamencie (nawet w polskim sejmie ;p). Po godzinie wycieczka dobiega końca, więc wpisujemy się do księgi pamiątkowej, odbieramy nasze rzeczy i … wciąż mamy do zagospodarowania pół dnia. Kupujemy bilety na przejazd cable car’em i wjeżdżamy na górę, skąd powinna rozpościerać się panorama Wellington. Niestety nie dane jest nam ją zobaczyć, ponieważ zaczyna lać (!) deszcz. Chowamy się w pobliskiej kawiarni, gdzie spędzamy blisko godzinę, zastanawiając się, co dalej. Kiedy deszcz nie chce przestać padać, rezygnujemy ze spaceru, wsiadamy z powrotem do cable car’a i zjeżdżamy w dół do miasta. Z braku innych pomysłów idziemy jeszcze raz do Muzeum Te Papa (free wifi! :D), gdzie ze spokojem oglądamy wystawy, na które nie starczyło czasu poprzedniego dnia. Następnie wracamy do hotelu i trzymamy kciuki, żeby jutrzejszy prom wypłynął…
 
POPRZEDNI
POWRÓT DO LISTY
NASTĘPNY
 
Zdjęcia (7)
  • zdjÄ™cie
  • zdjÄ™cie
  • zdjÄ™cie
  • zdjÄ™cie
  • zdjÄ™cie
  • zdjÄ™cie
  • zdjÄ™cie
Komentarze (0)
DODAJ KOMENTARZ
 
zwiedziła 12.5% świata (25 państw)
Zasoby: 120 wpisów120 15 komentarzy15 720 zdjęć720 0 plików multimedialnych0
 
Moje podróżewięcej
15.06.2016 - 17.06.2016
 
 
02.10.2015 - 25.10.2015
 
 
12.06.2014 - 15.09.2014