Motel opuszczamy tuż po 8 i jedziemy w kierunku najwyższej góry w Nowej Zelandii – Mount Cook. Pogoda jest całkiem ładna, jednak widzimy nachodzące z boku chmury, dlatego korzystamy z pierwszego możliwego punktu widokowego i robimy zdjęcia. Później okazuje się, że postąpiliśmy słusznie, ponieważ gdy dojeżdżamy pod sam Mt Cook, chmury pokrywają cały szczyt góry i praktycznie nic nie widać. Mamy za to kolejną szansę zaobserwować na zdjęciach zmieniającą się z minuty na minutę nowozelandzką pogodę ;)
Kolejny przystanek to wzgórze z obserwatorium, z którego roztacza się piękny widok na pobliskie góry i jeziora. Panorama jest naprawdę cudowna, dlatego szkoda nam opuszczać to miejsce. Jedziemy jednak dalej – po drodze zatrzymujemy się jeszcze przy małym, ale klimatycznym kościółku zbudowanym przez trzy wyznania. W środku jest on bardzo prosty w budowie, jednak tuż za ołtarzem znajduje się szerokie okno, przez które roztacza się piękny widok na pobliskie jezioro i góry.
Następnie ruszamy w dalszą drogę, mijamy Christchurch, do którego wrócimy kolejnego dnia, i po przejechaniu łącznie 600 km dojeżdżamy do Kaikoury. W hotelu jesteśmy dość wcześnie, dlatego odpoczywamy i powoli zaczynamy przyzwyczajać się do myśli, że nasza podróż dobiega końca…