Kolejny dzień rozpoczynamy wcześnie, bo budzimy się już o 5:30. Wymeldowujemy się z hotelu i jedziemy w kierunku przystani, z której wypływamy w rejs, by obejrzeć wypływające na powierzchnię wody wieloryby. Przed wejściem na statek dowiadujemy się, że w czasie rejsu gwarantowane jest dostrzeżenie przynajmniej jednego wieloryba, a w przypadku, gdy nie uda się nawet jego zobaczyć, zwrócą nam pieniądze za bilety. Wsiadamy zatem na pokład i od razu wydaje nam się podejrzane, że nie można wchodzić na górny pokład, a przy każdym siedzeniu umieszczono papierowe torebki. Wkrótce jednak okazuje się dlaczego. Otóż naszym małym stateczkiem wypływamy daleko od brzegu, na ocean, który jest wzburzony przez dość duże fale, więc co chwilę wznosimy się i opadamy… Nie trzeba zatem długo czekać, żeby papierowe torebki okazały się bardzo przydatne.
Nasz rejs jest pierwszym tego dnia, dlatego poszukiwanie wielorybów trwa dłużej niż w przypadku pozostałych rejsów. Po ok. 1,5h udaje się jednak namierzyć jednego, który wynurzył się na powierzchnię wody tylko na kilka minut. Robimy zatem kilkadziesiąt zdjęć, żeby uchwycić odpowiednie ujęcie, szczególnie w momencie, gdy wieloryb zaczyna się zanurzać i nad powierzchnią wody widoczna jest tylko jego płetwa.
Usatysfakcjonowani wracamy na ląd (ku uciesze przynajmniej połowy uczestników rejsu ;p) i wybieramy się na dłuższy spacer wzdłuż klifu u wybrzeża Kaikoury. Zaczynamy powoli podsumowywać wyjazd, jednak wciąż nie możemy w to uwierzyć, że niedługo trzeba będzie powrócić do rzeczywistości. Odpychamy od siebie te myśli i napawamy się jeszcze ostatnimi widokami na Ocean Spokojny.
Następnie wracamy do samochodu i jedziemy w kierunku Christchurch, gdzie docieramy tuż po godz. 18. Chwilę odpoczywamy, robimy ostatnie zakupy i zaczynamy przepakowywanie wszystkich walizek na podróż powrotną…