Kolejnego dnia rozpoczyna się tzw. staff week, czyli tydzień poświęcony tylko pracownikom campu - dzieci mają przyjechać dopiero w niedzielę, 22. czerwca. Zostajemy podzieleni na tzw. management teams i z tego względu musimy się przeprowadzić do innych domków, zgodnie z przydziałem do naszych grup. W kolejnych dniach przechodzimy różne szkolenia, treningi, ale też bierzemy udział w wielu grach i zabawach integracyjnych. Przykładem może być gra, podczas której jedna osoba wychodzi na środek i po przedstawieniu się musi powiedzieć coś ciekawego o sobie (np. „kocham podróże”, „mam brata bliźniaka” albo „lubię niebieski kolor”). Następnie osoba, do której dane stwierdzenie pasuje, musi jak najszybciej podbiec, złapać tę pierwszą osobę za rękę, a w dalszej kolejności - przedstawić się i opowiedzieć coś ciekawego o sobie itd. Kiedy wszystkie osoby trzymają się już za ręce, należy powiedzieć jakiś fakt ze swojego życia, który nie pasuje do żadnej osoby biorącej udział w zabawie. Jeśli dane stwierdzenie nie pasuje do żadnej osoby, uczestnik gry może odłączyć się od pozostałych.
Inna gra polega na tym, że za pomocą sznurka cała grupa musi ułożyć kontur Stanów Zjednoczonych – chodzi tutaj o pracę zespołową. Podczas kolejnej zabawy należy wyobrazić sobie, że cała powierzchnia centrum campu to mapa świata, a zadanie polega na tym, że należy stanąć w miejscu, w którym dana osoba się urodziła, następnie – gdzie najdalej była i gdzie chciałaby pojechać. Dzięki temu można się dużo o sobie dowiedzieć, np. okazało się, że jedna osoba z international staff urodziła się w Nowej Zelandii (Auckland), jednak od 8 lat mieszka w Irlandii :)
Również szkolenia nie są nudne, zazwyczaj wyglądają tak, że najpierw jest krótkie wprowadzenie tematu, a następnie trzeba podzielić się na grupy i coś wymyśleć, porozmawiać między sobą na jakiś temat albo ułożyć krótki skecz. Przykładowo podczas szkolenia z kreatywności dostajemy kilka przedmiotów i musimy wymyśleć grę dla dzieci, podczas której wykorzystane zostaną te przedmioty. W trakcie innego szkolenia – mentoring&coaching – musimy dobrać się w pary i usiąść odwróceni do siebie plecami, po czym jedna osoba dostaje rysunek, a druga - czystą kartkę. Zadanie polega na tym, że jedna z osób musi narysować to, co znajduje się na rysunku (oczywiście bez patrzenia na ten rysunek), za pomocą wskazówek drugiej osoby.
Było też powitalne ognisko, na którym uczyliśmy się śpiewać campowe piosenki, a na zakończenie robiliśmy tradycyjnie s’mores, czyli opieczone nad ogniskiem pianki marshmallow, włożone między kostki czekolady i herbatniki. W zeszłym roku próbowałam i mi nie smakowały, tym razem – były przepyszne!
Ogólnie muszę stwierdzić, że jestem zaskoczona tutejszą kuchnią – podczas gdy w zeszłym roku jedzenie było tak niedobre, że straciłam parę kilogramów, to w tym roku obawiam się, że sytuacja będzie diametralnie inna ;p Na śniadanie serwowane są różne rodzaje płatków, granola, jogurt (naturalny, truskawkowy, jagodowy), owoce (borówki, truskawki, winogrono, melon, arbuz itp.), a do tego na każdym stole znajdują się platery z ciepłymi daniami, np. bajglami, jajecznicą, kiełbaskami, pizzą (?!), cynamonowym ciastem z lukrem (?!) itd. Na lunch i dinner potrawy są różne – raz lepsze, raz gorsze, jednak zawsze jest tzw. salad bar, przy którym można skomponować własną sałatkę, więc nikt nie powinien być głodny ;)
Po 5 dniach pracy w management teams znowu się przeprowadzamy - tym razem już na swoje stałe miejsca. Odtąd będę mieszkać w pokoju razem z Polką i Brytyjką (której akcentu nie rozumiem, ale to już temat na inną historię ;p Pocieszam się tym, że nawet Amerykanie mają z nim problem i proszą o kilkukrotne powtórzenie zdania). Jestem szczególnie zadowolona ze względu na fakt, że łazienka jest tuż obok pokoju (i nie trzeba już przechodzić przez całą wioskę, żeby się do niej dostać), a ponadto mamy wifi w pokoju, co jest dosyć niezwykłe jak na camp usytuowany w samym środku lasu :) Niestety nie wszystko układa się tak pięknie, ponieważ w nowym miejscu nie mamy ciepłej wody, a temperatura w nocy spada poniżej 10 stopni, a może jeszcze mniej (trudno ocenić bez termometru). W związku z tym pożyczam dwie campowe kołdry, biorę dodatkową poduszkę i mam nadzieję, że jakoś przetrwam do pełni lata ;)
I tak mijają kolejne dni. Kończy się staff week, a już następnego dnia przyjeżdżają dzieci!