Geoblog.pl    wallflower    Podróże    Work&Travel USA 2014    Los Angeles: plaża, palmy, zachód słońca i przygody
Zwiń mapę
2014
26
sie

Los Angeles: plaża, palmy, zachód słońca i przygody

 
Stany Zjednoczone Ameryki
Stany Zjednoczone Ameryki, Los Angeles
POPRZEDNIPOWRÓT DO LISTYNASTĘPNY
Przejechano 11723 km
 
Trzeciego dnia w Los Angeles postanawiamy, że podzielimy się na dwie grupy ze względu na to, że część z nas chce zwiedzić centrum LA, a część chce wrócić na plażę w Santa Monica i spędzić tam czas aż do zachodu słońca. Znajduję się oczywiście w drugiej grupie, dlatego po krótkim spotkaniu ze znajomym, wyruszam w taką samą podróż co poprzedniego dnia – tym razem jednak nie bez problemów. Okazuje się bowiem, że ten sam numer autobusu obsługuje dwie trasy i ja oczywiście jadę tą złą (nie ma na ten temat nigdzie żadnej informacji, oznajmia mi to kierowca na końcu trasy). Zatem zamiast 1h spędzam w drodze 1h 45min, a dodatkowo muszę zapłacić za drugi bilet. Stwierdzam, że zgadzam się z powszechną opinią, że Los Angeles to miasto dla zmotoryzowanych ;)
Kiedy w końcu docieram na plażę w Santa Monica, myślę, że limit problemów na ten dzień już wykorzystałam. Niestety jestem w błędzie. Gdy umawiałam się z dziewczynami, postanowiłyśmy, że spotkamy się gdzieś po prawej stronie od molo, jednak po dwukrotnym przejściu wzdłuż plaży nie mogę ich znaleźć. Słońce parzy mnie w kark, plecak ciąży na ramionach i mam już dosyć tej całej wyprawy. Postanawiam więc położyć się byle gdzie i zadzwonić do dziewczyn, licząc że odbiorą telefon. Żadna z nich nie ma amerykańskiego numeru, a dodatkowo okazuje się, że jak na złość mam numer tylko do jednej z nich. Dzwonię kilka razy, piszę sms-a i czekam na odpowiedź. Już zaczynam godzić się z myślą, że spędzę ten dzień samotnie, kiedy dostaję sms-a, że dziewczyny zaraz wracają na plażę (zeszły z niej akurat wtedy, gdy je szukałam) i mnie znajdą. Od tego momentu czas spędzamy razem, leżąc na plaży, opalając się i pływając w (zimnym) oceanie.
Po dłuższym czasie postanawiamy wybrać się na sąsiednią plażę – Venice Beach. Można dostać się tam pieszo lub wypożyczając rowery – my wybieramy tę pierwszą opcję, a przejście zajmuje nam mniej niż godzinę (wliczając w to przystanek na zakup frozen yogurt :)). Na miejsce docieramy krótko przed zachodem słońca, więc siadamy na plaży i podziwiamy ocean, palmy i ludzi dookoła. Sam zachód słońca zapiera nam dech w piersiach, a ja nie mogę przestać robić zdjęć! Robię ich blisko 200, a zdjęcie palm na tle zachodzącego słońca (nieskromnie) uznaję za jedno z najlepszych z naszej wyprawy.
Tym razem możemy zostać dłużej na plaży niż poprzedniego dnia, ponieważ znajdujemy inne połączenie komunikacji miejskiej. Zadowolone wsiadamy więc do autobusu i zmierzamy w kierunku mieszkania, jednak kiedy docieramy na nasz przystanek i rozglądamy się po okolicy, nie możemy jej rozpoznać. Okazuje się, że koleżanka wpisała w nawigacji N Sycamore Ave zamiast S Sycamore Ave i mamy do przejścia blisko 6km! Dziękując Bogu, że to „tylko” 6km (w skali Los Angeles równie dobrze mogłoby to być 20km), idziemy pieszo do mieszkania. Na szczęście okolica nie wydaje się niebezpieczna (w porównaniu do samego Hollywood, szczególnie Hollywood Blvd, gdzie nie odważyłabym się pójść sama po zmroku), za to mijamy luksusowe wille, do których możemy zaglądać przez wielkie, niczym niezasłonięte okna. Jedyną niedogodnością jest powszechny w Stanach brak chodników, co skutkuje tym, że co przecznicę musimy przebiegać przez środek (czasem ruchliwej) drogi. Nad jedną z takich ulic, którą przemierzamy biegiem, wisi znak z nazwą ulicy – Beverly Blvd… Czy my o godz. 21, zgubione, nieznające dokładnej drogi, przemierzamy właśnie Beverly Hills?! Bardzo ubawione tym faktem docieramy do mieszkania po ponad godzinie szybkiego marszu. Szczęśliwe, że nic nam się nie stało i że trafiłyśmy z powrotem, nie posiadając żadnej mapy oprócz nawigacji w komórce (z baterią 11%), opowiadamy historię pozostałym uczestniczkom podróży. Naszą radość potęguje fakt, że po sprawdzeniu naszej trasy na mapie okazuje się, że rzeczywiście szłyśmy przez okolice Beverly Hills… Będzie co opowiadać po powrocie do Polski :)

 
POPRZEDNI
POWRÓT DO LISTY
NASTĘPNY
 
Zdjęcia (9)
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
Komentarze (0)
DODAJ KOMENTARZ
 
zwiedziła 12.5% świata (25 państw)
Zasoby: 120 wpisów120 15 komentarzy15 720 zdjęć720 0 plików multimedialnych0
 
Moje podróżewięcej
15.06.2016 - 17.06.2016
 
 
02.10.2015 - 25.10.2015
 
 
12.06.2014 - 15.09.2014