Rano budzę się bez budzika i jestem gotowa na następny dzień naszej podróży po parkach narodowych – tym razem kolej na Arches National Park. Planowany wyjazd o godz. 8:00 przesuwa się na godz. 9:30, gdyż musimy wstąpić do Walmartu i zaopatrzyć się w prowiant na drogę - w Yellowstone opróżniłyśmy wszystkie nasze zapasy ;) Przejazd do Arches zajmuje nam 4h, zatem na miejscu jesteśmy tuż przed godz. 14:00. Jest ciepło, ale w oddali widać burzowe chmury, zatem z niepokojem rozpoczynamy zwiedzanie szóstego już parku narodowego na naszej trasie.
Pierwszym punktem jest Balanced Rock – na szczycie tej skały zgodnie z nazwą balansuje kamień, który – ma się wrażenie – może runąć na ziemię w każdej chwili. Następnie ruszamy do pierwszych łuków na naszej trasie – Double Arch oraz North i South Window. Robimy krótki spacer dookoła łuków i czym prędzej robimy zdjęcia, bo widzimy, że burzowe chmury są coraz bliżej. Postanawiamy skrócić naszą trasę i od razu dojechać do najsłynniejszego łuku, czyli Delicate Arch, który pojawia się na każdej pocztówce z Arches NP, a nawet widnieje na tablicy rejestracyjnej stanu Utah. Po wybraniu najkrótszego szlaku (10 minut w jedną stronę) okazuje się, że możemy podziwiać najsłynniejszy łuk tylko z daleka – jest ledwo widoczny, a zdjęcia robimy na maksymalnym zoomie… Postanawiamy zatem podejść pod sam Delicate Arch, jednak równocześnie dowiadujemy się, że: 1) trasa biegnie stromo pod górę, 2) czas przejścia tam i z powrotem wynosi 2-3h oraz 3) nie mamy tyle czasu, bo nie chcemy jechać później po ciemku. Jest to dla mnie bardzo zła wiadomość, gdyż był to jeden z głównych punktów na naszej trasie, które chciałam koniecznie zobaczyć, a widok łuku z tak dużej odległości mnie nie usatysfakcjonował. Po krótkich, ale intensywnych przemyśleniach i szybkiej naradzie z resztą grupy, podejmuję decyzję. Dzięki uprzejmości naszego kierowcy umawiamy się, że wyjeżdżamy z Parku najpóźniej o godz. 18:30, po czym rozdzielamy się – część grupy postanawia obejrzeć bardziej dostępne części Arches National Park, a część decyduje w ekspresowym tempie podejść pod Delicate Arch. Oczywiście jestem w tej drugiej grupie, biorę tylko aparat oraz butelkę z wodą i dosłownie wybiegam z samochodu. Szybko obliczam ile dokładnie mamy czasu na pokonanie trasy, a kiedy dochodzę do wniosku, że jest to 1h 20 min jeszcze bardziej przyspieszam kroku. Każda z nas biegnie w swoim tempie, więc po kilku minutach jest między nami spory dystans – najszybsza z nas widnieje na horyzoncie jako mała kropeczka, a ja (również przez to, że nie byłam w stanie od razu podjąć decyzji, czy idę, czy nie) zamykam nasz "pochód". Turyści idący spokojnym krokiem przepuszczają nas na szlaku, prawdopodobnie myśląc, że jesteśmy takie wysportowane ;) A prawda jest taka, że już po kilkunastu minutach dostaję zadyszki, pot leje się ze mnie strumieniami, woda w butelce już dawno wyparowała, a chmury burzowe są coraz bliżej. Cały czas modlę się w duchu, żeby któraś z dziewczyn biegnących przede mną odwróciła się i pokazała mi, że już niedaleko, że jeszcze trochę i będziemy na miejscu, ale tak się nie dzieje przez kilkadziesiąt następnych minut. Kiedy już myślę, że docieramy na miejsce - jeszcze tylko miniemy najbliższy zakręt i już zobaczymy z bliska Delicate Arch, okazuje się, że za zakrętem jest kolejna góra, na którą trzeba się wspiąć… W końcu nadchodzi ten upragniony moment, kiedy uniesione kciuki jednej z uczestniczek podróży oznaczają, że jesteśmy na miejscu! Moja radość nie ma końca :)
Na górze tak wieje, że nie możemy ustać i przy większych podmuchach wiatru muszę trzymać się leżących w pobliżu głazów. Widok Delicate Arch rekompensuje jednak nasz wcześniejszy wysiłek – jest pięknie! Stojący samotnie idealny łuk na całkowitym pustkowiu zapadnie mi w pamięć na bardzo długo. Nasze włosy są targane przez wiatr i rozwiewane na wszystkie strony, jednak dzięki temu mamy niezapomniane zdjęcia – również przez to, że w tle widać granatowe niebo. Spoglądamy nerwowo na zegarki, po czym ruszamy szybkim krokiem z powrotem, gdyż mamy dokładnie pół godziny na zejście. Jako że nie od dziś wiadomo, że zejść jest dużo łatwiej niż wejść, na parking docieramy z 5-minutowym zapasem. Zadowolone z naszych dokonań dzielimy się opowieściami z pozostałymi uczestniczkami podróży po drodze do naszego motelu. Zmęczenie powoduje, że ogarnia nas obezwładniająca głupawka, więc czas mija nam w ekspresowym tempie. Docieramy na miejsce po godz. 20:30 i po opracowaniu trasy na kolejny dzień kładę się spać.