Jako że od dłuższego czasu nie jechałyśmy samochodem (a konkretnie od dwóch dni), postanawiamy drugi raz wypożyczyć auto i odwiedzić kolejny park narodowy na naszej trasie - Everglades. Odległość na mapie wygląda na niewielką, dlatego wyruszamy w trasę dopiero o godz. 10. Niestety okazuje się, że droga prowadzi przez małe miejscowości i wiele skrzyżowań, na których musimy czekać na światłach, dlatego to, co miało nam zająć godzinę, pochłania dwukrotnie więcej czasu. Kiedy docieramy do parku, obliczamy, że mamy ok. 3,5h do zagospodarowania na miejscu, czyli niewiele…
Park Narodowy Everglades wydaje się opustoszały o tej porze roku – na parkingu przy visitor’s center widzimy zaledwie dwa inne samochody. Od park rangera dowiadujemy się, gdzie warto zatrzymać się podczas zwiedzania parku, po czym zabieramy mapę i ruszamy do pierwszego punktu na naszej trasie. Warto zaznaczyć, że znajdujemy się na samym południowym krańcu Florydy, więc jest strasznie gorąco i duszno – mamy wrażenie, że nie ma czym oddychać. Dodatkowo nasza trasa biegnie przez sam środek bujnej roślinności, więc odczuwalna temperatura jest jeszcze wyższa.
Przechadzamy się po kładkach wybudowanych tuż nad mokradłami, w których czają się główne atrakcje Parku Narodowego Everglades, czyli aligatory. Nie jest tak łatwo je wypatrzeć, jakby się wydawało, ale udaje nam się dostrzec dwa okazy. Kiedy wpatruję się w te nieruchome gadzie oczy, przeszywa mnie dreszcz, więc czym prędzej uciekam i podążam dalej ścieżką. Upał jest nie do wytrzymania, ale jedziemy do kolejnego punktu na naszej trasie. Dojeżdżamy na sam południowy kraniec Everglades, skąd jest najbliżej do Florida Keys – łańcucha wysepek, na końcu którego znajduje się słynny Key West.
Niestety powoli kończy nam się czas, gdyż musimy zdać samochód najpóźniej o godz. 19:00. Przechadzamy się zatem ostatnim szlakiem i podziwiamy napotkane kolorowe zwierzęta – żółwie, wielkie pasikoniki czy białe pelikany. Następnie wsiadamy do samochodu i jedziemy już w kierunku Miami, zatrzymując się na chwilę w Walmarcie. Niestety spędzamy na zakupach znacznie więcej czasu niż pierwotnie planowałyśmy, więc dalsza droga mija nam na modleniu się, żebyśmy zdążyły na czas. Nie pomagają ani korki na ulicach, ani skrzyżowania, na których co chwilę musimy stać na czerwonym świetle. Kiedy docieramy na miejsce, jest godz. 19.03, więc biegiem rzucamy się do drzwi wypożyczalni i…UDAJE SIĘ! Zdążyłyśmy! Pod wypożyczalnią spotykamy inną grupę turystów, którzy tak jak my cieszą się z oddania samochodu na czas. Praktycznie chwilę po naszym wyjściu pracownik wypożyczalni zamyka drzwi, więc tym większa jest nasza ulga i radość. Ze zmęczenia i stresu muszę usiąść na chwilę na krawężniku, żeby dojść do siebie…
To był długi i męczący dzień.