Według planu kolejnego dnia miałyśmy skorzystać z atrakcji oferowanych przez znajdujące się w Orlando parki rozrywki – Disneyland, Universal Studios czy Seaworld. Z różnych względów jednak żadna z nas ostatecznie nie zdecydowała się na wejście do parków rozrywki, więc spędzamy ten dzień, odpoczywając po intensywnym zwiedzaniu podczas minionych 2 tygodni. Jako że data wylotu zbliża się nieubłaganie, a my nie mamy żadnych prezentów dla rodziny i znajomych, postanawiamy wybrać się na zakupy do pobliskich outletów, znajdujących się niedaleko Universal Studios. Mamy cały dzień do zagospodarowania, zatem nieśpiesznie pokonujemy tę trasę pieszo. Jest tak gorąco, że w miarę pokonywania kolejnych kilometrów moja bluzka staje się cała mokra od potu.
Na miejscu robimy zakupy w takich sklepach, jak Victoria’s Secret, Carter’s czy Disney’s Character Warehouse, więc po paru godzinach jesteśmy uboższe o kilkadziesiąt dolarów, ale za to stajemy się bogatsze o prezenty dla rodziny. Ja osobiście dzień kończę obładowana reklamówkami z ciuszkami dla mojego małego siostrzeńca :)
W drodze powrotnej do naszego domku nad jeziorem znowu dopada nas straszna ulewa, która towarzyszy nam aż do samego końca trasy. Dzięki temu mogę stwierdzić, że pogoda na Florydzie jest tak nieobliczalna i zmienna, że nigdy nie wiadomo, czy palące słońce za minutę nie przeobrazi się w intensywny deszcz. W trakcie naszego krótkiego pobytu w Orlando każdego dnia padało - i to tak, że byłyśmy całe przemoczone. Staramy się zatem przeczekać najgorsze momenty ulewy na stacjach benzynowych, gdzie szukamy słodyczy dostępnych tylko w Stanach, które będziemy mogły zabrać ze sobą do Polski i poczęstować rodzinę czy znajomych.
Wieczór spędzamy podobnie jak poprzedniego dnia – jedząc przygotowane przez nas dania, oglądając filmy i pakując się na jutrzejszy wyjazd. Muszę stwierdzić, że bardzo potrzebowałam takiego luźnego dnia, w czasie którego odpoczęłam i nabrałam sił na trudy kolejnych, ostatnich już dni w podróży po Stanach...