Geoblog.pl    wallflower    Podróże    My Australian Dream :)    Magiczny dzień z Uluru
Zwiń mapę
2015
20
paź

Magiczny dzień z Uluru

 
Australia
Australia, Uluru National Park
POPRZEDNIPOWRÓT DO LISTYNASTĘPNY
Przejechano 26003 km
 
Budzik nastawiony na godz. 4:30 gwałtownie przedziera się do naszej świadomości. Wybudzeni z głębokiego snu, w spowolnionym tempie szykujemy się na wschód słońca pod Uluru. Wydawałoby się, że dojazd na miejsce zajmie zaledwie kilka minut, ale w rzeczywistości jedziemy blisko pół godziny. Na miejscu zebrała się już spora grupa turystów, którzy - podobnie jak my - chcą zobaczyć tę czerwoną górę w promieniach wschodzącego słońca. Niestety niebo jest mocno zachmurzone, dlatego nie ma tak spektakularnego widoku, jaki można oglądać na pocztówkach (zakładając, że te zdjęcia nie są podkolorowane w Photoshopie, tylko przedstawiają prawdziwy obraz). Z chmurami czy bez, dla mnie i tak atmosfera jest wyjątkowa. Jedząc przygotowane wcześniej kanapki, podziwiamy zmieniające się co chwilę kolory Uluru – od brunatnego do krwistej czerwieni. Kiedy robi się już zupełnie jasno, ruszamy na 11-kilometrowy spacer wokół Ayers Rock. Z daleka wydaje się, że Uluru to jednolita skała, tymczasem po przyjrzeniu się jej z bliska okazuje się, że ma bardzo nieregularny kształt. Widzimy wgłębienia, nierówności i wystające półki skalne. Są takie części Uluru, których nie należy fotografować ze względu na ich szczególne znaczenie dla Aborygenów. Zabronione jest również wchodzenie na samą górę, choć wiele turystów niestety nie stosuje się do tego zakazu – widać nawet wydeptaną ścieżkę po jednej stronie skały.
Po 4h marszu jesteśmy wykończeni. Wczesna pobudka, wysiłek fizyczny i upał dają nam się we znaki. W drodze powrotnej do hotelu zatrzymujemy się na chwilę w centrum kultury aborygeńskiej, jednak czeka nas ogromny zawód. Mieliśmy nadzieję, że właśnie tutaj, w miejscu tak bliskim kulturze i tradycji Aborygenów dowiemy się o nich nieco więcej, tymczasem jedyne co muzeum ma do zaoferowania to kilka przeszklonych gablot i film nakręcony w latach 80. Przysiadamy na chwilę, żeby mimo wszystko dać szansę projekcji, jednak już po chwili ogarnia nas znużenie i prawie zasypiamy na siedząco. Zamiast tego wracamy do Yulary, robimy zakupy spożywcze, wysyłamy pocztówki i ucinamy sobie popołudniową drzemkę (już w hotelu).
Punktualnie o godz. 18:00 stawiamy się w hotelowym lobby, gdzie wraz z resztą grupy czekamy na autokary, które zabiorą nas na kolację pod gołym niebem, z widokiem na Uluru. Po dotarciu na miejsce oglądamy pokaz tradycyjnego tańca aborygeńskiego, a w tle podziwiamy zachód słońca nad Kata Tjuta – grupą skał oddalonych od Ayers Rock o ok. 50km. Następnie zostajemy rozsadzeni do 10-osobowych stolików i tutaj czeka nas spore zaskoczenie – trafiamy na czwórkę Polaków: jedno małżeństwo pochodzące z Polski, ale na stałe mieszkające w Melbourne i drugą parę, która przyjechała do nich w odwiedziny. Oprócz nich do naszego stołu dosiada się również trójka Amerykanów – dziewczyna, która tymczasowo pracuje w Sydney, oraz jej tata i brat. Okazuje się, że pochodzą z Michigan – stanu, w którym 2 lata temu pracowałam w trakcie wakacji. Świat jest naprawdę mały :)
Naszą biesiadę rozpoczynamy od przystawki w postaci ravioli z dynią, a później mamy szansę spróbować prawdziwie australijskich dań z mięsa kangura, wallabie, emu czy krokodyla. Pałaszując coraz to pyszniejsze dania, wsłuchujemy się w muzykę graną na tradycyjnym aborygeńskim instrumencie – digeridoo, i wypytujemy parę z Melbourne o wszystko, co nas interesuje - począwszy od vegemite, na Aborygenach kończąc.
Atmosfera już teraz jest wyjątkowa, a staje się dosłownie magiczna, gdy gasną wszystkie światła i zapada mrok. W ten właśnie sposób rozpoczyna się pokaz gwiazd i konstelacji na niebie półkuli południowej. Od razu wychodzą różnice, jeśli chodzi o niebo i gwiazdy na obu półkulach. Okazuje się bowiem, że tak jak dla nas, na półkuli północnej, najważniejsza jest Gwiazda Polarna, tak na półkuli południowej jej odpowiednikiem jest Krzyż Południa, którego gwiazdozbiór pojawia się również na australijskiej fladze. Dodatkowo, choć ciężko to ogarnąć, musimy przyjąć do wiadomości, że Gwiazda Polarna znajduje się pod naszymi stopami, dokładnie po drugiej stronie globu. Zostają nam też przedstawione różne konstelacje, z których szczególnie zapamiętuję Gwiazdozbiór Skorpiona (może dlatego, że to mój znak zodiaku). Nadal też nie mogę przyzwyczaić się do odwróconego księżyca, który jest oświetlony zupełnie pod innym kątem niż u nas. Przypomina mi to tylko, jak daleko jesteśmy od domu.
Ten wieczór jest jednym z tych momentów podróży, które trudno opisać. Ciężko oddać klimat tej chwili, uczuć, jakie nam towarzyszyły. Bo jak opisać coś tak nieuchwytnego i ulotnego jak kompletna cisza na pustyni, wiatr hulający wśród trawy spinifex, blask bijący od gwiazd pośród kompletnej ciemności czy poczucie, że znalazło się swoje miejsce na Ziemi. Ten natłok wrażeń sprawia, że po powrocie do hotelu długo nie mogę zasnąć.
Dzisiejszy wieczór na długo zostanie w mojej pamięci.
:)
 
POPRZEDNI
POWRÓT DO LISTY
NASTĘPNY
 
Zdjęcia (20)
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
Komentarze (0)
DODAJ KOMENTARZ
 
zwiedziła 12.5% świata (25 państw)
Zasoby: 120 wpisów120 15 komentarzy15 720 zdjęć720 0 plików multimedialnych0
 
Moje podróżewięcej
15.06.2016 - 17.06.2016
 
 
02.10.2015 - 25.10.2015
 
 
12.06.2014 - 15.09.2014