Rano pakujemy walizki i jedziemy na lotnisko. Wypełniamy karty imigracyjne, w których musimy na przykład podać informację, w którym australijskim stanie spędziliśmy najwięcej czasu (?). Wsiadamy do samolotu lecącego do Singapuru i już naprawdę żegnamy się z Australią :( Mam jednak dziwne wrażenie i pewność, że kiedyś jeszcze tu wrócę. Nie wiem, czy na wakacje, czy do pracy, czy za rok, czy za dwadzieścia lat, ale kiedyś znowu zobaczę Operę w Sydney. Przytulę koalę. NIE przejadę kangura. I zjem świeże mango :)